W poniedziałek nad ranem wróciłam z tygodniowych wakacji na Cyprze. Piękna pogoda, słonce, kurort nad turkusowym morzem, plaża i… sklepy z pamiątkami. Znacie to? Z każdej podróży staram się coś przywieźć, chociaż jakiś drobiazg. Tym razem oprócz standardowych pocztówek, naparstka i kolorowych bransoletek kupiłam coś jeszcze – kosmetyki a dokładniej, ręcznie robione mydełka. Skusiły mnie bajeczne kolory, drobinki w nich zatopione a przede wszystkim cudowny zapach, który jest tak intensywny, że przesiąknął nim cały mój bagaż a teraz czuć go już w całym mieszkaniu. Wybór na miejscu był ogromny, od kwiatowych po wszystkie chyba owoce świata aż do morskich i neutralnych zapachów. Długo stałam w sklepie wąchając każde po kolei zaś moje kubki zapachowe w tym czasie szalały. Najchętniej wzięłabym wszystkie ale ostatecznie zdecydowałam się na cztery „smaki”, oj przepraszam zapachy – guavę, masło shea, borówkę i winogron.
Celowo ich nie rozpakowałam z folijek (a one i tak, tak pięknie pachną!), żeby pokazać Wam jak wyglądają z oryginalnymi etykietkami. Poniżej wrzucam Wam ich zdjęcia jednak zaznaczam, że na żywo prezentują się dużo ciekawiej, gdyż w niektórych miejscach są przezroczyste a patrząc pod światło widać dokładnie piękne kolory oraz co jest w nich zatopione w środku.
Za jakiś czas będę edytowała ten post i napiszę Wam jak się mydełka sprawują w użyciu i czy są wydajne, tak więc zaglądajcie.