Maj się rozpoczął, tym samym wielkimi krokami zbliża się sezon wakacyjny. Ponieważ jest to najwyższy czas aby powziąć jakieś plany urlopowo-wyjazdowe, postanowiłam poddać mały pomysł na ciekawy kierunek podróży – są nim Bałkany, a konkretnie trzy kraje: Chorwacja, Bośnia i Hercegowina oraz Czarnogóra. Jeśli chodzi o ten właśnie kierunek podróży to ja sama osobiście dość długo się wahałam. Wcześniej byłam już w Ameryce Północno-środkowej, kilku krajach Afryki Północnej oraz zwiedziłam większą część Europy, jednak Chorwację nie wiem czemu zawsze zostawiałam „na później”, bo przecież „zawsze zdążę”, „bo to tak blisko”. Dziś trochę żałuję, że nie wybrałam się w te rejony wcześniej, ponieważ dosłownie zachwyciły mnie do tego stopnia, że już w drodze z lotniska siedziałam przyklejona do szyby z aparatem i „cykałam” fotka za fotką oglądając te wszystkie piękne mijane widoki. Ostatnio szukając czegoś w domu natknęłam się na teczkę z planami miast, prospektami i biletami z muzeów z tego właśnie wyjazdu (zawsze je zbieram gdziekolwiek nie pojadę) i postanowiłam trochę Wam o nim opowiedzieć. Niestety z przyczyn losowych ode mnie niezależnych bezpowrotnie utraciłam sporą, co ja piszę większą część zdjęć z tej wyprawy. Jednak tym co wygrzebałam z czeluści komórki i innych nośników danych oczywiście się z Wami podzielę. A więc wyglądało to tak…Bałkany wyszły trochę „z przypadku”, ponieważ krótko przed wyjazdem odwołano mi wylot w inne miejsce – do Izraela, pieniążki były już wpłacone a urlop w pracy zaklepany, trzeba było szybko zmienić plany, padło na Chorwację, a właściwie na trzy w jednym: Chorwację, Bośnię i Hercegowinę oraz Czarnogórę. Była to wycieczka zorganizowana przez biuro podróży, nie podam tutaj jakie, by nie zostać posądzoną o kryptoreklamę, jednak wiele firm dostępnych na rynku oferuje tego typu wyjazdy.
Pierwszym krajem który odwiedziłam była Chorwacja i mogę stwierdzić, że to chyba najbardziej popularny kierunek wakacyjnych wyjazdów Polaków. Sektor turystyczny jest tu świetnie rozwinięty, sprawia to przede wszystkim niewielka odległość od Polski, mnogość ciekawych miejsc oraz co najważniejsze gwarantowana pogoda. Ciepłe wody Adriatyku, wspaniałe zabytki i urokliwe miasteczka – to wszystko przyciąga rzesze turystów.
Samolot wylądował w Dubrowniku i od tego właśnie miasta rozpoczął się mój wakacyjny tour. Dubrownik słusznie nazywany jest Perłą Adriatyku, jest przepiękny, pełen urokliwych uliczek i niezwykłych zabytków.
Podczas całodniowego spaceru zobaczyłam m.in. klasztor franciszkanów z przełomu XIV i XV w., Muzeum Apteki, Wielką Fontannę Onufrego (gdzie z ust szesnastu rzeźbionych masek wypływa woda), Pałac Rektorów, który niegdyś był rezydencją wybieranego na miesiąc rektora oraz siedzibą rządzącej Dubrownikiem Małej Rady oraz słynne mury miejskie. Spacerowałam też po Stradun, to reprezentacyjna ulica Dubrownika gdzie stoją wysokie kamienice z licznymi sklepami umieszczonymi na parterach.
Stare Miasto w Dubrowniku zostało w całości wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Starówka to unikalny w Europie, zachowany w całości układ urbanistyczny średniowiecznego miasta wraz z systemem umocnień obronnych. Na koniec dnia skusiłam się również na rejs statkiem wokół murów miasta.
W kolejnym dniu pojechaliśmy do Plitvic aby zwiedzić Park Narodowy Plitvickie Jeziora, gdzie na obszarach porośniętych przez buki, jodły, świerki i klony, na długości ponad 8 km, znajduje się 16 turkusowych jezior położonych tarasowo i połączonych ze sobą 72 wodospadami. Obszar parku zaliczany jest do światowego dziedzictwa naturalnego i jest chroniony przez UNESCO. Myślę, że Park w Plitvicach to takie miejsce „must see” w Chorwacji. Ponieważ wybrałam jedną z dłuższych tras turystycznych na zobaczenie go poświęciłam prawie cały dzień. Spacer rozpoczęłam od górnych jezior, i schodziłam w dół, a na koniec przepłynęłam stateczkiem do jezior dolnych. Woda jest tam naprawdę turkusowa, i jest to tak nierealny kolor, że wydaje się jakby ktoś ją po prostu „pomalował”.
Następny dzień to już Split. Jest to największe miasto Dalmacji. Tu również udałam się na stare miasto, a jest ono wyjątkowe ponieważ krzyżują się tu wpływy weneckie, węgierskie i austriackie. Zobaczyłam m.in. Pomnik Grgura Ninskiego, Katedrę, mauzoleum cesarza, spacerowałam piękną promenadą (Riva to miejsce z wieloma restauracjami, sklepami i malowniczym widokiem na port) oraz antyczny pałac cesarza Dioklecjana, jeden z najpiękniejszych w Europie przykładów rzymskiej architektury obronnej z IV-V w. Pałac Dioklecjana jest niewątpliwie największą atrakcją Splitu, ponieważ to właśnie tam skupione jest centrum życia miasta. Został zbudowany na brzegu morza przez rzymskiego cesarza, a cały kompleks pałacowy został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Na ogromnej przestrzeni można podziwiać mury wnętrza pałacu, a w jego podziemiach dziś znajdują się stragany z rękodziełem.
Na mnie w pałacu czekała dodatkowo miła niespodzianka. Mianowicie akurat podczas mojego pobytu w Splicie odbywała się tam International Flower Show czyli wielka, międzynarodowa wystawa kwiatów. Przeróżne rodzaje kwiatów oraz ich kompozycje wystawione w jednym miejscu i czasie. Coś niesamowitego. Dzień w Splicie zakończył się kolorowo i pachnąco.
Kolejny dzień to zwiedzanie Trogiru, jednego z najładniejszych i najbardziej klimatycznych miasteczek Chorwacji. Starówka jest wprost malownicza i podobnie jak w innych miastach została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Podczas spaceru zobaczyłam między innymi ratusz z przełomu XIV – XV w. i katedrę św. Wawrzyńca z XIII w.
To by było na tyle jeśli chodzi o Chorwację, dalsza część podróży powiodła mnie w kierunku Czarnogóry, która co roku ściąga tysiące turystów pragnących zaznać wypoczynku. Tym samym stanowi ciekawą alternatywę na Bałkanach – ceny są tu niższe niż np. w Chorwacji, a przez wybrzeże z dostępem do ciepłego morza i piękne czyste plaże, warunki do odpoczynku są tu równie dobre.
Przemierzając Czarnogórę wielokrotnie zatrzymywaliśmy się w różnych punktach widokowych. Na jednym z nich był widok na słynną w Czarnogórze wyspę Święty Stefan. Jest to kompleks hotelowy położony na skalistej wyspie. Od XV wieku do 1950 roku istniała tu umocniona osada rybacka, której mieszkańcy przesiedleni zostali później w głąb lądu. Od grudnia 2008 znajduje się tam ekskluzywny kompleks wypoczynkowy, który cieszy się popularnością gości z całego świata. Zdjęcia półwyspu bardzo często pojawiają się w publikacjach turystycznych oraz na pocztówkach z Czarnogóry.
Udałam się na zwiedzanie pierwszego z miast – Kotoru. Już po drodze byłam zachwycona przejeżdżając czarującą trasą widokową wzdłuż Boki Kotorskiej. Zatoka ta stanowi perełkę Czarnogóry i jest to kolejny obszar podczas mojej podróży, który został umieszczony na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości UNESCO. Nic dziwnego, krajobraz po prostu zachwyca.
Historyczne centrum samego Kotoru również zostało wpisane na listę UNESCO. Kotoru to miasto portowe, malowniczo położone u podnóża masywu gór (z trzech stron otoczone górami, czwarta to zatoka adriatycka). Cała okolica bardzo przypomina norweskie krajobrazy i jest określana jako najdalej położony na południe fiord Europy. Jest to region wyjątkowego przyrodniczego piękna, gdzie strome zbocza gór opadają ku morzu.Do miasta wchodzi się przez Bramę Morską, a tuż za nią leży główny plac Starego Miasta – Plac Broni. Naprzeciwko znajduje się symbol miasta – wieża zegarowa z XVII w. Zwiedziłam też romańską Katedrę św. Trifona – patrona miast oraz skarbiec przy katedrze, w którym przechowuje się krzyż, którym legat papieski błogosławił podobno polskie wojska Jana Sobieskiego pod Wiedniem.
Starówka to wąskie, kamienne uliczki z oryginalną zabudową, która stanowi chyba mieszankę wszystkich stylów architektonicznych co niewątpliwie dodatkowo wpływa na klimatyczny charakter tego miejsca.
W kolejnym dniu odwiedziłam Perast, malutkie miasteczko portowe (z zaledwie 300 stałymi mieszkańcami), cicho tu i spokojne. Najważniejszym zabytkiem miasta jest jednonawowy kościół Św. Mikołaja i przylegająca do niego 55-metrową dzwonnicą.
Naprzeciw portu leżą 2 wysepki, Sveti Djordje siedziba opactwa benedyktynów z kościołem św. Jerzego z XII w., (niestety nie jest ona dostępna dla turystów) oraz druga Gospa od Škrpjela (wyspa Matki Boskiej ze Skały),która została sztucznie utworzona w miejscu gdzie przed laty z wody wystawała niewielka skała. Jak mówi legenda znaleziono na niej cudowny obraz Matki Boskiej, co później stało się bodźcem do budowy kościoła. Dzięki temu obecnie możemy tu zobaczyć piękne barokowe sanktuarium.
Po południu udałam się do Njeguszy. Sama trasa do tej miejscowości była o tyle ciekawa, że przejazd był słynnymi serpentynami i jeszcze raz mogłam zobaczyć niezapomniane widoki na Kotor, Bokę Kotorską i Adriatyk. Njegusza to niewielka wioska położona u podnóża masywu Lovćen. Jest to miejsce obecnie słynące z produkcji sera i suszonej szynki. Tam też odbyła się degustacja tych specjałów.
Kolejna na trasie zwiedzania była Cetina – historyczna stolica Czarnogóry. Okolica bogata w zabytki przez co ważna historycznie i kulturowo nie tylko dla jej mieszkańców. Najbardziej okazałym budynkiem w mieście jest Muzeum Narodowe, niegdyś pałac ostatniego króla, Mikołaja I Petrovića.
Warto było również zobaczyć XV-wieczny Monaster Narodzenia Matki Bożej w Cetyni, męski klasztor prawosławny. W głównej cerkwi klasztornej pod wezwaniem Narodzenia Matki Bożej przechowywana jest cząstka Krzyża Świętego. W północnej części cerkwi, przy ścianie skalnej, jest cela św. Piotra z relikwiami św. Piotra Cetyńskiego Według tradycji umieszczono tam rękę św. Jana Chrzciciela. W część zabudowań klasztornych mieści się obecnie muzeum.
Zwiedzanie Czarnogóry zakończyłam wizytą w Budvie, najnowocześniejszym kurorcie Czarnogóry. Jest to najstarsze miasto na wybrzeżu i jednocześnie najbardziej popularny i modny kurort wakacyjny. Stare Miasto podobnie jak Dubrownik położone jest na półwyspie i otoczonego murami obronnymi. Sama Budva uważana jest dziś za turystyczną stolicę kraju i to nie tylko z powodu wspaniałych, dobrze zagospodarowanych plaż, ale również promenady pełnej wakacyjnych atrakcji takich jak restauracje, bary, dyskoteki, kramiki z pamiątkami, odbywają się tu koncerty i festiwale. Starówka kryje mnóstwo krętych, wąskich uliczek z klimatycznymi sklepikami i knajpkami, przy wybrzeżu zaś cumują rzędy luksusowych jachtów. Choć miasto to jest dosyć drogie nie brak tu turystów, szczególnie widoczna była duża ilość bogatych Rosjan i Serbów.
W kolejnej części mojej podróży udałam się do Bośni i Hercegowiny, by odwiedzić Mostar i Medjugorie.
Bośnia i Hercegowina jest krajem, który na ogół kojarzy się ludziom z wojną, która miała miejsce w latach dziewięćdziesiątych. Wciąż mamy wyobrażenie, że jest to państwo zniszczone, niebezpieczne i w ogóle nieatrakcyjne turystycznie. To nieprawda! Jest to naprawdę piękny kraj, pełen cudownej przyrody, wyjątkowych krajobrazów oraz niesamowicie klimatycznych miasteczek. Jest on różnorodny nie tylko architektonicznie ale i religijnie, kulinarnie i językowo.
Najpierw była wizyta w Mostarze. Zwiedziłam zabytkowe centrum średniowiecznego miasteczka założonego przez Turków, odwiedziłam meczet Koski Mehmed-Paszy, dom turecki oraz dzielnicę Stara Carsija (tradycyjne warsztaty rzemieślnicze, restauracje z lokalną kuchnią, meczety, z których dobiegają głosy muezinów wzywających do modlitwy). Przeszłam również słynnym Starym Mostem – symbolem miasta (wpisanym na listę UNESCO). Most ten, zbudowany w XVI w. przez tureckiego sułtana, jest jedną z najbardziej znanych budowli na Bałkanach. Przez prawie 500 lat był symbolem połączenia Wschodu z Zachodem (muzułmańskich Bośniaków i katolickich Chorwatów). Został zburzony podczas wojny i odbudowany w ostatnich latach, tak więc obecnie znowu łączy obie strony miasta.
Odtworzono go z tych samych materiałów, elementy zniszczonego mostu zostały wydobyte z dna rzeki, a tureccy kamieniarze przygotowali nowe bloki marmuru z tego samego kamieniołomu. Konstrukcja z kamienia wapiennego została połączona tą samą techniką, co oryginalny most. Most ma wysokość 19 m, szerokość 3,95 – 4,56 m i długość 27,34 m.
Miasto jest położone nad rzeką Neretwą, i to kamienie z tej właśnie rzeki zostały wykorzystane do wybrukowania uliczek starówki. Okrągłe, dość spore i miejscami baaardzo śliskie. Nie ukrywam, że podczas całej podróży to właśnie one stanowiły największe wyzwanie dla moich sandałków.
Mostar choć wciąż nosi ślady po minionej wojnie, zobaczymy tu jeszcze ślady kul na elewacjach domów, jest miastem wyjątkowym. To miasto tak jak most łączący dwie strony rzeki, łączy dwa światy, chrześcijański i muzułmański. Piękne stare kamieniczki, kolorowe stragany, wszystko to sprawia, że jednak chce się tam wrócić.
Następnego dnia – Medjugorje. Miejsce niezwykłe. Miejsce licznych pielgrzymek z całego świata. Znajduje się tu Kościół pw. św. Jakuba (opiekuna pielgrzymów), w którym codziennie odprawiane są msze św. w kilku językach, również w języku polskim.
Niewątpliwie najważniejsze miejsce to Góra Objawień. Wejście na nią jest strome a kamienie ostre. W tym miejscu 24 czerwca 1981r. Maryja pod postacią kobiety z dzieckiem miała objawić się na wzgórzu Podbrdo sześciorgu dzieciom w wieku 10-17 lat. Podobno objawia się im do dnia dzisiejszego. Matka Boska przemawia do nich apelując o pokój na świecie, pogłębienie wiary i życia sakramentalnego oraz oddanie swojego życia Jezusowi. Ponadto powierza widzącym tajemnice dotyczące przyszłych losów Kościoła i świata. W Međugorje miało miejsce ponad 600 udokumentowanych uzdrowień. Choć objawienia te nie zostały oficjalnie uznane przez Kościół i Watykan, Međugorje jest ważnym miejscem pielgrzymkowym, które do tej pory odwiedziło ponad 40 milionów osób.
Zakończeniem całej wycieczkowej przygody był odpoczynek nad Morzem Adriatyckim, gdzie krystaliczna turkusowa woda i łagodny szum fal dopełniły wyjazdowego relaksu.